Japan-Europe Student Exchange 2010

Moje sprawozdanie z przygotowań  i  przebiegu egzaminu z programu organizowanego przez Ambasadę Japonii. Zamieniłem imiona ksywkami, aby nikt nie posądził mnie, że "stawiam go w złym świetle".






29.01 (Piątek)
Jak zwykle w piątkowy wieczór usiadłem przed komputerem, by „pobuszować” po Internecie. Procedura wyglądała zawsze tak samo: na początku przeglądanie forum poświęconemu Japonii, następnie poszukiwanie ciekawych newsów prosto z Kraju Kwitnącej Wiśni na japońskim odpowiedniku Onet.pl. Nagle coś mnie tknęło by zajrzeć na stronę Ambasady Japonii w Polsce. Gdy wszedłem na stronę główną, moim oczom ukazało się ogłoszenie na jakie czekałem od dawna: rząd Japonii organizuje wymianę pomiędzy uczniami liceów z Europy i Japonii. Po zapoznaniu się z treścią ogłoszenia, dowiedziałem się, że trzeba będzie napisać egzamin z jęz. angielskiego oraz japońskiego w Ambasadzie Japonii. Ale to nie wszystko, test miał odbyć się 8 lutego, czyli za tydzień… Mój zapał zmalał. W końcu jak miałbym nauczyć się japońskiego w tydzień?
31.01-7.02
Poinformowałem znajomych o programie wymiany, wyrazili zgodę na udział w teście. Bo długim namyśle uznałem, że jednak mamy szanse na wyjazd do Japonii. Dłużej nie zwlekając wzięliśmy się do nauki. Mój harmonogram dnia w tym tygodniu wyglądał mniej więcej tak:
8.00-16.00 – szkoła (czyli uczenie się japońskiego na lekcjach).
16.00-21.00 – nauka japońskiego (w międzyczasie 10 minut przerwy na posiłek)
21.00-4.00 – sen
4.00-7.00 – nauka japońskiego
Takim właśnie sposobem przez tydzień nauczyłem się podstawy jęz. japońskiego. Ostatecznie umiałem 150 znaków Kanji, ponad 1000 słówek i podstawową gramatykę, całkiem nieźle, zważywszy na to, że niemieckiego uczę się już 5 lat, a nie potrafię nawet w tym języku się przedstawić.
8.02 (Poniedziałek)
7.00
Ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika. Po minucie uświadomiłem sobie, że nadszedł z dawna oczekiwany dzień. Pomimo przyspieszonego kursu japońskiego, jaki odbyłem w poprzednim tygodniu, miałem wielką pustkę w głowie, nie mogłem sobie przypomnieć żadnego słowa w tym języku.


7.49-11.00
Wsiedliśmy do pociągu. Ostateczny skład, którego głównym celem była Ambasada Japonii przedstawiał się następująco: Ja, Nilf, Kami, Kira i Songou. Znaleźliśmy prawie wolny przedział (jakiś ponuro wyglądający jegomość siedział przy oknie) i aby nie marnować cennego czasu, wyjęliśmy nasz materiał i wzięliśmy się do nauki japońskiego. Po chwili zaczęły się konwersacje typu:
- Ogenki desu ka?
- Okage sama de.
- Doko kara kimashita ka?
- Pourando kara kimashita.
Milczący pan siedzący przy oknie, spojrzał z nieukrywaną ciekawością na naszą piątkę. Po paru minutach  zaczęła się rozmowa na tematy związane z Anime. Osobiście nie brałem udziału w tej konwersacji, ponieważ nie przepadam za Mangą i Anime. Według mnie jest to zupełnie niepotrzebny odłam japońskiej kultury, który tylko psuje klimat tego kraju. Moje zdanie podzielał chyba nasz burkliwy towarzysz, który błyskawicznie przesiadł się do innego przedziału.
Po 3 godzinach i 11 minutach wysiedliśmy z pociągu. Zgodnie z planem nie ruszaliśmy się z miejsca, do momentu przyjścia mojego brata, który miał za zadanie zaprowadzić nas do Ambasady.
11.30
Osiągnęliśmy nasz cel. Wysoka brama, budka, w której siedziało paru ochroniarzy i czarne Mercedesy stojące nieopodal, nadawały Ambasadzie Japonii poważny wizerunek. Od niezbyt miłego ochroniarza dowiedzieliśmy się, że na teren kandydaci będą wpuszczani dopiero od godziny 12.30. Nie pozostało nam nic innego, jak mały spacer po pobliskich Łazienkach.
12.30
Przed Ambasadą Japonii zaczęli gromadzić się pozostali uczestnicy programu wymiany, większość tak jak się spodziewałem, to fani Anime i Mangi, którzy mają niewiele wspólnego z Japonią. Wszyscy ustawiliśmy się w kolejce. Zostaliśmy dokładnie przeszukani i po paru minutach znaleźliśmy się w budynku. Przywitał nas bardzo miły mężczyzna, wskazał nam szatnie, a następnie miejsce, w którym mieliśmy czekać na rozpoczęcie się egzaminu.
13.00
Przy drzwiach stał wysoki mężczyzna, który wyczytywał wszystkich kandydatów. Jako pierwsza wezwana została: Monika Kagishima. Z grupki oczekujących wyszła niska dziewczyna, kierując się w stronę sali, w której miał odbyć się egzamin. Zdawałem sobie sprawę, z tego, że moje szanse nie będą wielkie. Pozostali uczestnicy dowiedzieli się o tym egzaminie dużo wcześniej niż ja, mieli więcej czasu na naukę.  Gdyby ktoś tydzień wcześniej powiedział mi, że będę musiał zmierzyć się z osobami noszącymi japońskie nazwisko...  Nadeszła kolej na mnie, usiadłem w ławce razem z Nilfem, Kami i Kirą. Pierwszym testem z jakim przyszło nam się zmierzyć, był test z angielskiego. Rozdano nam arkusze. Otworzyłem pierwszą stronę i przejrzałem po kolei wszystkie zadania. Stwierdziłem, że test ten jest na tyle trudny, iż będę zmuszony użyć sprawdzonej metody na „chybił, trafił”.  Po 30 minutach rozdano nam arkusze z testem z języka japońskiego. Ten okazał się, o dziwo, łatwiejszy niż poprzedni, pomijając ostatnie zadanie, którego nie potrafiłem nawet przeczytać. Kiedy skończyłem swoją „pracę”, rozejrzałem się po sali w poszukiwaniu Songou. Po chwili zlokalizowałem cel, dostrzegłem go siedzącego obok owej dziewczyny z japońskim nazwiskiem. Spojrzałem na niego w momencie, gdy on „zapuszczał żurawia” do jej kartki, zapamiętując parę odpowiedzi i nanosząc je na swój test.
14.00
Opuściliśmy salę i skierowaliśmy się do wyjścia. Spojrzałem w lewą stronę i dostrzegłem półkę z ulotkami. Wzięliśmy sobie kilka ogłoszeń japońskich uczelni. Zabraliśmy też trzy książki, które, jak się później okazało, były własnością Ambasady Japonii.

0 komentarze:

Prześlij komentarz